• PL
  • EN
  • DE
  • Miejsca i granice
    • O projekcie
    • Program działań
    • Miejsca
    • Akcje artystyczne
      • Droga powrotu/Natalia Szostak
      • Kryjówka/Weronika Fibich
      • Gragranica / Paweł Romańczuk
      • Słoń/ Maria Stafyniak
      • Widokówki/Paweł Kula
      • Muzyka ognia, mocy i miłości/Jacek Hałas
      • Co tam macie..? Nic nie mamy.
    • Ludzie
      • Zaangażowani mieszkańcy
      • Zaproszeni artyści
      • Organizatorzy
      • Partnerzy i przyjaciele
    • Dofinansowanie
  • Inne
    • Od głosu do odgłosu
      • Opis projektu
      • Audycje
      • Dofinansowanie
  • Galeria
    • Portrety mieszkańców
      • Czesława Prusak
      • Stanisława Bauer
      • Stanisława Kowalczyk
      • Ryszard Litwin
      • Mieczysław Groszewski
    • Widokówki
    • Zdjęcia
      • Glashütte
      • Gragranica
      • Droga powrotu
      • Kryjówka
      • Co tam macie...?
      • Punkty styczne
      • Święto bez granic
      • Widokówki
    • Zapis filmowy
  • Kontakt
                                                                                                                                                               

GRAGRANICA

koncepcja: Paweł Romańczuk

"Celem działania warsztatowego w miejscowości Stolec, dedykowanego jej mieszkańcom, będzie połączenie identyfikacji lokalnej tożsamości dźwiękowej z „samoróbkową" kreacją grających konstrukcji osadzonych w przestrzeni Stolca. Pogranicza to ciekawe enklawy społeczne, w których granica (w tym przypadku polsko-niemiecka) mają mniej dosadny i dosłowny charakter. Czasem o rozumieniu „własnej" przestrzeni życiowej mniej przesądza administracja, a bardziej odczuwanie przestrzeni w ujęciu mikrogeografii. Koncentrując się na szeroko rozumianym dźwięku (i tym audiosferycznym, i tym kreacyjnym), chciałbym doprowadzić do wspólnego zbudowania instrumentów/konstrukcji dźwiękowych, które nawiązywałyby do jakości dźwiękowych miejsc znanych mieszkańcom, próby nadania im znaczeń, na wskroś rozumienia i symbolicznego „czucia" miejsc wpływających na jakość życia w ogólnospołecznym wymiarze. Zaangażowanie manualne i techniczne uczestników (w każdym dostępnym wieku), chęć wzbogacenia własnego miejsca o niepowtarzalne kreacje dźwiękowe, a być może nadanie stałej identyfikacji audiosferycznej − to procesy, które chciałbym zainicjować w nadziei, że mogą mieć wpływ na życie mieszkańców Stolca."

Paweł Romańczuk


dokumentacja fotograficzna dostępna: tutaj

Kryjówka - community arts

koncepcja: Weronika Fibich; bohaterowie: krewni pani Waali Malinowskiej

"Każde miejsce − gdyby je rozrysować albo zbudować przestrzenny model − jest swoistą siatką nitek, strukturą komunikatów generowanych na różnych poziomach. Każde miejsce odzwierciedla przestrzenny wyraz czasu.
Tym razem próbuję badać granicę pamięci odkrywając opowieść  pani Waali Malinowskiej, niegdyś najstarszej mieszkanki wsi Stolec. Nigdy z nią nie rozmawiałam. Odtwarzam  strzępy jej historii z nagrań dokonanych przez kogoś innego, szukam punktów stycznych i  odrębności, procesów zapamiętywania i zapominania, badając trzy niejednorodne warstwy wspomnień:  prawnuków (Julii i Patryka), wnuków (Weroniki, Marty, Adriana) i synów (Mirka, Andrzeja, Zbigniewa). Wspólnie z nimi budujemy kryjówkę dla postaci tkwiącej jeszcze na granicy, między Tu i Tam, między doświadczonym a zapamiętanym. Zostawiając własne obrazy/znaki w przestrzeni publicznej do rozczytania innym, nie tyle opowiadamy, co pozwalamy rozwinąć się uchwyconym przez nas wątkom."

Weronikia Fibich

dokumentacja fotograficzna dostępna: tutaj

Droga powrotu / Der Weg zurück - instalacja
koncepcja: Natalia Szostak

"Instalacja interaktywna w przestrzeni parku pałacowego w Stolcu. Specjalnie oznakowana ścieżka poprowadzi uczestników z centrum wsi wgłąb dzikiego terenu dawnego ogrodu barokowego, gdzie czekać będzie na nich wcześniej zaaranżowane schronienie, miejsce odpoczynku i kontemplacji. Zastanie ich tam również jedno proste pytanie. Zapisane przez uczestników odpowiedzi staną się istotnym elementem zbiorowej konstrukcji końcowej, która potem powoli i pod nieobecność niknąć będzie w rytm otaczającej natury."

Natalia Szostak

Dokumentacja zdjęciowa dostępna: tutaj

"Słoń" -  community arts

koncepcja: Maria Stafyniak

"Spotkanie z Innym odbywa się codziennie, nieustannie, niezależnie od tego,  gdzie jestem. To dzieje się, kiedy budzę się i kiedy śpię, kiedy patrzę w lustro i gdy spotykam człowieka pierwszy raz. Wciąż doświadczam tego, że spotykając Innego, spotykam siebie. To jest bardzo ważne − wciąż o tym zapominam i sobie to przypominam. Ostatnio przebywam często na placach zabaw i fascynuje mnie przepaść między światem dorosłych skupionych na sensie wszelkich działań i światem dzieci, które uwielbiają smak pozornej bezcelowości zabawy. Szukam miejsca do spotkania, którego przestrzeń mówi: jesteś tu i teraz, nic nie musisz zrobić, nigdzie nie musisz dojść, nic nie musisz zrozumieć, nic nie musisz pomyśleć ani powiedzieć."

Maria Stafyniak

Krzysztof Kozicki / GOŁĘBNIK PANA KRZYSZTOFA

Pan Krzysztof hoduje gołębie, tak jak wcześniej jego ojciec i dziadek. Można powiedzieć, że wychowywał się razem z gołębiami. Obecnie ma ich 30, w tym gatunki unikatowe, prawie zupełnie niewystępujące w Polsce – pokazuje je na międzynarodowych wystawach. Niektórzy patrząc na nie myślą, że to są papugi. Poza tym – jest człowiekiem wielu pasji: zajmuje się też starymi samochodami, dinozaurami i wie, gdzie i kiedy pójść, żeby podejrzeć rykowisko jeleni, ukrywającego się przed ludźmi szopa, a nawet… muflona.

Jola Chromińska / MOJA RÓŻANKA

Ogród w którym kwitnie 86 róż (efekt zauroczenia szczecińską Różanką), ale też – w zależności od pory: setki tulipanów, hiacyntów, narcyzów, mnóstwo pięknych, dorodnych krzewów i drzewek. Własna altanka, huśtawka, własna posadzona przed laty choinka, która przemieniła się w solidne drzewo. Własne miejsce na ziemi. Miejsce, w którym rozmawia się z kwiatami.

Beata Bauer / WIANKI, MŁYNKI W FULL WYPASIE NA TARASIE

Pani Beata pokaże jak wyplatać wianki z traw, szyszek, kwiatów (wie jakie zioła zebrać i o jakiej porze, jak odpowiednio je wysuszyć, żeby nie straciły swojej niepowtarzalności). Pokaże też jak przerobić szklany słoiczek na wytworny wazon, a starą skrzynkę na piękne ozdobne pudełko do przechowywania kosztowności i sekretów. Podzieli się również swoją słabością do starych młynków, cynowych garnków i wszystkich przedmiotów, które mają duszę.

Leokadia Tadeja / JAK ZIMNO W NOGI TO DO CIOTKI LIDKI

Warsztat podwórkowego dziergania. Pani Leokadia, nazywana przez wszystkich Ciotką Lidką zdradzi ściegi i techniki dzięki którym wytwarza ciepłe wełniane skarpety i kapcie – niezastąpione w zimowe wieczory.

Wiesław Walczak / UZDROWICIEL ZEGARÓW

Zaczęło się od jednego – miał być do wyrzucenia, ale zrobiło się go trochę szkoda, przecież można coś spróbować zrobić, naprawić, wyleczyć… Teraz Pan Wiesław – Uzdrowiciel Zegarów – spędza na swoim ganku-warsztacie każdą wolną chwilę. Na wszystkich ścianach – pełno tykającego życia.

Piotr Suchy / ZABYTKOWE ODKRYCIA NA CMENTARZU

Spotkanie z Odkrywcą. Pasjonatem, dzięki któremu ujawniają się tajemnice starego XVI-wiecznego, zarośniętego dzikimi krzakami cmentarza ciągnącego się wzdłuż głównej ulicy Stolca, tuż za kościołem. Pan Piotr oprowadzi przybyszów śladami odnalezionych zabytkowych krzyży i nagrobków, przybliży odzyskane fragmenty losów dawnych mieszkańców, zaprezentuje też działanie „wykrywacza skarbów”.

Stanisława Kowalczyk / PRZEDNÓWEK W SPIŻARNI

W spiżarni Pani Stasi – mimo, że to prawie koniec sezonu na przetwory i czas szykowania nowych – wciąż pełno soczyście kolorowych słoików z pysznościami. Idealnie wymierzone proporcje warzyw, owoców, przypraw i zalew, miękkości i chrupkości, smaku słodkiego, ostrego, słonego i kwaśnego z lekką nutką goryczy – wszystko to przygotowane ze znawstwem konesera i wielkim sercem. Aronia, kabaczek, borówka, buraczki, dynia w miodzie, ogórki po królewsku, leczo – to tylko niektóre z propozycji. Dla zainteresowanych – przepisy!. I trochę poezji.

Jan Kowalczyk / UTRWALACZE OBRAZU

Aparaty czerdziesto-, pięćdziesięcio-, a nawet stuletnie. Polskie, radzieckie, amatorskie i profesjonalne, a nawet szpigowskie, do tego lampy błyskowe, światłomierze i inne akcesoria – wszystko to w imponującej kolekcji Pana Jana, który od wielu lat jest pasjonatem i zbieraczem starych utrwalaczy obrazu.

 

Lucja Staszak / TA KOBIETA OD SZCZUPAKÓW

Pani Lucja (zna jeszcze tylko jedną swoją imienniczkę, większość przeinacza jej tożsamość na: Łucja lub Lucyna) jest legendą nie tylko okolicznych wędkarzy – gdziekolwiek się pojawiła, choćby nic nie brało, ona wyciągała zawsze najbardziej dorodne okazy. Mówią o niej z najwyższym szacunkiem: To ta kobieta od szczupaków!

Jan Staszak / TAŃCZĄCY W OGRODZIE

Pan Jan był od zawsze bywalcem okolicznych potańcówek – doskonale pamięta jak to się kiedyś bawiło! Teraz ogromną przyjemność sprawia mu taniec po własnym ogrodzie, niespieszne smakowanie tego, co wyhodowane własną ręką. Poprowadzi więc przybyłych korowodem pomiędzy ziemniakami, pomidorami, ogórkami, papryką, cukinią, krzakami porzeczek, aronii i malin – ze swoją opowieścią.

PAŁACOWI

Za magiczną bramą, aleją wprost do stóp zaczarowanego pałacu, gdzie skryta jest wielka tajemnica… ujrzeli i bezpamiętnie pokochali… z pasji i miłości do literatury odnaleźli swoje przeznaczenie… jak ocalą magię?

RATOWNICY SAMOLOTU

„Jest 21 czerwca 1944 roku. Razem z 322. Dywizjonem 91. Grupy Bombowej 8. Armii Powietrznej USA prowadzimy operację nad Berlinem. Niestety, po ataku myśliwców ME-410 nasz samolot zostaje trafiony.…”

Chcesz wiedzieć co samolot Boeing B-17 ma wspólnego z miejscowością Stolzenburg (terazStolec)? Przyjdź na punkt przygotowany przez Muzeum Motoryzacji i Wojskowości i dowiedz się więcej!

"Nakarmić przyszłość. Święto bez granic" − spotkanie mieszkańców polsko-niemieckiego pogranicza
Koncepcja i wykonanie: Jacek Hałas, Zespół Śpiewaczy Jarzębina, Rafał Foremski, Ochotnicza Straż Pożarna w Dobrej, Teatr Brama i mieszkańcy

"Muzyka Ognia, Mocy i Miłości".

"Kresy Zachodnie pełne "białych plam", zapomnianych historii, nieoglądanych pejzaży to obszar niezwykle inspirujący. Jego kulturowa nie-oczywistość zachęca, by eksplorować pogranicza języka, sztuki czy pamięci. Pieśni Strażaków - ludzi odwagi i serca, którzy na co dzień dotykają realnej granicy życia i śmierci - balansujące na granicy dobrego smaku, przaśności i prawdziwej emocji na tyle wymykają się stereotypowi „ludowości” , że nie zmieściły się na mapach etnomuzykologów. To prawdziwe „pogranicze” tradycji dla nas stało się znakomitym miejscem spotkania, zabawy, radości. A tylko fizyczne spotkanie w śpiewie, w tańcu, przy stole daje szansę, że przekroczymy granice swojej wsi, państwa, religii, nacji i spotkamy - człowieka."

Jacek Hałas


dokumentacja fotograficzna dostępna: tutaj

Jezioro w Pampow. Ukryte w lasku, całkiem za wioską. Chodzimy tam często z dzieciakami się kąpać.

Jak myśmy się przeprowadzili, to ona wystawała tylko trochę ponad dach domu, A w tej chwili jest prawie dwa razy taka jak była. I to jest najwyższy punkt w Stolcu. Pomnik przyrody. Dawniej były dwie takie jodły. Kiedyś przyjechała Niemka, która urodziła się tutaj, w tym domu w latach trzydziestych. Miała zdjęcia I na nich były dwa takie drzewa. Były  wtedy równe z nią, a ona mogła mieć jakieś dziewięć lat.

Tutaj kiedyś biegła linia telefoniczna I ceramiczny izolator był przybity do tej jodły na  wystającym haku. Teraz już go nie widać, bo został wchłonięty do środka drzewa. Jak ta jodła rosła, to ten izolator na naszych oczach ginął. Wchłaniał się. Jeszcze parą lat temu było go trochę widać,a teraz zaczął już korą zarastać.

Jak się jedzie przed górką, całe to pole jest w żurawiach, takie szare fale…

Teraz jest zupełnie zarośnięta, ale kiedyś tylko nią wszyscy jeździli, bo była najkrótsza.

 

Lubię tamtędy jeździć rowerem. To taka dzika droga.

On jest płyciutki i chodzimy na niego na łyżwy. Niektórzy chodzą na duże jezioro, ale tu jest bezpieczniej.

To miejsce bardzo źle mi się kojarzy.

Tam zawsze chodziliśmy na rzęsę dla kaczek. Mieliśmy na długim kiju stary metalowy durszlak.

Tu jest nasza ulubiona ławeczka pod lipami. To jest nasze ukochane miejsce. Co mogę powiedzieć więcej...  Dużo wspomnień, i tyle… Wnuczki przyjeżdżają i bawią pod tymi lipami. I jest też bujawka stara. To jest jedyne miejsce które mi tu najbardziej odpowiada.

Ten kompleks stodół, obór, tej Spółki całej,  gdyby to było odremontowane, gdyby jakaś piękna stadnina koni była,  to by coś niesamowitego było. Jakieś hotele, spa… Ale to są tylko marzenia.

Na pegeerze teraz nic nie ma. Kiedyś można było oprowadzać: stara kuźnia na przykład, ale teraz wszystko się wali.

Jak dzieciaki mówią: „Idziemy na konie”, to znaczy że idą w tamtą stronę, na Kasztanówkę

Jak turyści pytają o Świdwie, to mówię: droga kasztanowa albo lipowa. A oni się dziwią! One obie prowadzą na Świdwie.

"Co tam macie...? Nic nie mamy" − akcja teatralna z udziałem młodzieży
koncepcja: Luiza Ślusarenko-Supernak, Anastasiia Miedviedieva    

Fascynacja pamięcią lub niepamięcią natchnęła nas do zapisywania, notowania fragmentów naszego, bądź innych, znajomych nam osób, życia. Bardzo ważną częścią jest nasze dzieciństwo, dzieciństwo naszych rodziców, naszych dziadków. Jesteśmy małą społecznością, więc te wątki w naszych rodzinach i rodzinach naszych sąsiadów często przeplatają się wzajemnie.
Jakiś czas temu przywędrowały do nas lalki. Trafiły tutaj z Domu Kultury przy Spółdzielni Mieszkaniowej „Wspólny Dom" w Szczecinie. W naszej pracy i w przedstawieniu chciałybyśmy nawiązać do momentu przywędrowania ich do naszej społeczności. Następnie wcieliłyby się w nasze dzieci i ich podwórkowe opowieści... dzieci, które mają teraz po kilkanaście lat, ale także te, które mają obecnie 50... 60... i 70 lat. Lalki ożyją w rękach dzieci tak, jak ożyją opowiadane przez nie historie, zapomniane zabawy, tajemnice. Przez nierzeczywiste, bajkowe postaci lalek opowiemy o prawdziwych sytuacjach, zabawach, kontaktach. Zainspirujemy dzieci do gier i zabaw, które pozwolą im poznać się nawzajem, zbliżą ich do siebie.

Luiza Ślusarenko-Supernak, Anastasiia Miedviedieva

zdjęcia z akcji mozna obejrzeć tutaj

Ich właściciel dojeżdża tutaj codziennie – chyba ze Szczecina. Wcześniej stały obok spichlerza, ale że za dużo ludzi się tam kręciło, to przeniósł je tam.

Prawdopodobnie od garaży zacznie się remont kompleksu pałacowego.

Pamiętam, jak wojsko trzymało tam konie.

Pamiętam, jak zawsze chodziliśmy tam do Mirka po słonecznik.

Teraz niszczeje, ale pięknie świeci tam słońce. Jest we wszystkich zakamarkach, dziurach i szczelinac

Kiedyś to wszystko się odbywało na strażnicy, I to było takie ulubione miejsce,no bo wiadomo, festyny….

Jak na strażnicy była zabawa, to żołnierze prosili, żeby tu wszystkie panny wziąć, a nie do Dobieszczyna (bo tam też była strażnica). To ja mówię: kto się lepiej postara, u tego będzie. Tu było kiedyś sześdziesiąt żołnierzy, jak była zabawa, to były I Rzędziny I Dołuje… Muzyka była przy adapterze albo przy magnetofonie, I robiliśmy koncert życzeń, kto jaką piosenkę chciał,to się puszczało.

Tu na WOP-ie jak te schody są, jak na występy przyjeżdżali, to na tych schodach stawiali ławki I poczęstunek, a do holu się szło tańczyć. Była zabawa.

Moim pierwszym ulubionym miejscem w Stolcu była Strażnica. Zakochałam się w tym miejscu.

Moim marzeniem w Stolcu jest Pałac po kapitalnym remoncie. Bo to jest piękne miejsce, zabytkowy piękny budynek.

Pałacyk, perełka, aczkolwiek strasznie zaniedbany. Mamy nadzieję, zekiedyśbędzie wyremontowany I będzie dostępny dla ludzi.

Bardzo mi się podoba tek kompleks żywopłotu, to rondo z fontanną na środku.

 

To miejsce służyło jako klepisko na potańcówki, festyny, zabawy, występy.

Nasza brama przy pałacu jest pierwszym miejscem, przy którym zatrzymują się turyści samochodami, bądź rowerami. Bardzo często przejeżdżające samochody zwalniają przy niej i  podróżni oglądają pałac.

Jak jest brama od Pałacu, to za tym jednym filarem zawsze młodzi się chowali. Jak wysiadali z autobusu to tam szli i sobie po cichu palili.

Jak Nadia była malutka, jak byliśmy na macierzyńskim, to była tak zwana runda, szłam na rundę, najpierw nad jezioro, potem przechodziłam przez kompleks pałacowy, tam przez Strażnicę wychodziłam, szłam na konie, na łąki, Mała w międzyczasie usypiała, I takie koło zataczałyśmy.

Boisko sportowe, które nas reprezentuje. Ono jest dla naszej kochanej młodzieży ,jak I dla dorosłych. No a młodzież to jest przyszłość naszego państwa, naszej wsi. I na młodzież tylko trzeba liczyć.

Są wszędzie. Te jelenie słychać wszędzie.

To ta nasza droga na boisko.

Lubię tę lipową drogę. Lubię nią chodzić.

Tutaj, przy drodze, pomiędzy drzewami, w wysokich trawach, rosną kanie. Ja po zapachu je poznaję, kania ma taki specyficzny zapach, takiej starości, ale fajnej. Ja sobie nie wyobrażam, jak można pomylić kanię z jakimś innym grzybem. Jeżeli one są, jeżeli jest odpowiednia pogoda, to jest ich tu cała masa. Część ludzi z wioski zna te miejsca, więc rowerami zawsze o świcie sobie jadą i kiedy wracają, w koszyku mają pełno kani.

Dzieciaki i młodzież jak się nudzą to siedzą właśnie tam.

Tutaj zbieram szczaw, zawsze tam jest.

Miałem udział w renowacji tego wszystkiego, w czyszczeniu tego całego terenu, I znajdowaniu zabytkowych krzyży. To jest moje takie najbliższe miejsce. Tam stoi pomnik byłego właściciela pałacu. On jest w opłakanym stanie. Tak samo te krzyże. Chciałbym ratować to, co kiedyś człowiek zbudował. To jest bardzo ważna rzecz. Takie rzeczy trzeba ratować. To jest kawałek historii.

A wiosną to bardzo lubię sobie przechodzić przez ten cmentarz. On ma piękne kwiaty, przebiśniegi i cebulice… Cały ten teren jest na wiosnę pokryty kwiatami I to jest tak piękne, to wygląda tak uroczo… Nigdzie jeszcze nie widziałam takiego miejsca, że kwiaty kwitną tak pięknie.

Do tej pory jeszcze nie zaczęli go remontować, a już chyba siedem lat tak stoi. On się w końcu zawali.

Kościół zaniedbany, ale jest!

Kościół jest i się rozwala, a ksiądz mszę odprawia w klubie.

Nigdy nie myślałam, że można funkcjonować w miejscowości, w której nie ma sklepu. Ale można, I bardzo dobrze się z tym czujemy.

Stolec ładnie by wyglądał, jakby to było zadbane, ale to jest mała „mieścina”, sklepu nie ma,nic nie ma…

Budynki są wszystkie przeszło stuletnie, powinny powstać nowe dwa bloki dla młodych I piękny sklep, nowoczesny.

Szczerze powiedziawszy to nie warto tu przyjeżdżać. Bo co tu jest? Jeszcze teraz latem to tak, ale jak przyjdzie zima… Sklepiku nie ma, szkoły nie ma, wszystko daleko…

Sklepu nie było, to się takie wina piło swojej roboty, kankami żołnierze przywozili, jedno kwaśne było, jedno gorzkie.

Jak sklep normalnie funkcjonował, to tu zawsze było pełno ludzi, zawsze ktoś siedział, od rana do wieczora.

Tu przy drzewie są takie wielkie mrówki. Każdy wie, że one tam są.

Park, to jest takie miejsce, gdzie się dużo czasu spędzało w młodszym wieku.

Kiedyś był piękny park I tam się bawiliśmy. Graliśmy w podchody, w wojsko się bawiliśmy. To była nasza rozrywka. W dwa ognie, w zbijanego. A w tej chwili… nie ma nic z tego. Młodzież nawet nie umie się bawić. I nie wie co to jest. Park był bardzo ładny, czysty, dużo kwiatów, drzewek. 

Dzieci się tam lubią bawić w chowanego, w wojnę.. Są przebiśniegi, konwalie, fiołki i takie niebieskie kwiatki,  nie wiem jak się nazywają. Najbardziej lubię tam być wiosną, jak kwitną przebiśniegi.

Taka ścieżka którą odwiedzam wtedy, kiedy nikogo tam nie ma.

Ja tam miałam wesele. Na dole była sala do tańców, a na górze krzesełka. Kawę można było wypić, posiedzieć. Ale  ja miałam wtedy ze dwadzieścia lat… Kiedyś to się młodzież zbierała!

Co sobota była zabawa w klubie do drugiej w nocy. Tyle było ludzi… Z Dobrej, z osiedla, wszystko do Stolca przyjeżdżało. Ale było fajnie, śmiechu dużo. Nieraz świetlicowa nie chciała już tam siedzieć, płakała, ale musiała. I jeszcze w piecu musiała palić, nie było wtedy centralnego, tylko kaflowy piec.

W klubie można było wypić sobie kawę, herbatę I ciasteczko zjeść, kino przyjeżdżało, na górze telewizor, na dole dyskoteki, potańcówki były, bardzo fajne, wojsko przychodziło…

Tutaj podchodzą nam dziki, żerują przy tym stawie, w lasku, przechodzą i ryją ogródki ludziom. Tam gdzie nie mają mocnego ogrodzenia, mają wszystko poryte.

Jak się idzie, to tak słychać te żaby jakby ich milion tam było.

Ktoś kiedyś przywiózł sobie plastikową kanapę w kształcie ust i później ją wrzucił do wody. Latem unoszą się na wodzie, a zimą skrawek ust wystaje z lodu.

Teraz stoi obok domu. Wcześniej tego domu nie było – obok było przedszkole i cały ten teren należał do przedszkola. Później, jak już je zamknęli, kamień został i wszystkie dzieciaki się tam bawiły. A potem przestawili go za pomocą koparki.

Pamiętam za małolata taki fajny kamień, na którym te wszystkie żuczki się tam wspinały, I ten kamień został. Pierwszy raz się na nim bawiłem jak miałem sześć, siedem lat. Leżał wtedy na placu zabaw, przy przedszkolu. Wielu moich rówieśników pewnie go do dzisiaj pamięta.  Mamy go teraz koło domu. Ważył kilka ton więc trzeba było go koparką przeturlać, bo fizycznie, własnymi siłami się nie dało. I po prostu jest sobie. I dzieci dalej się na nim bawią. I mają z niego radość.

Najmilsze miejsce jakie na świecie mam, to mój pokoik I mój tapczan. Ja tu się najlepiej czuję. Już taki wiek mam, że już nie chce mi się, tak jak młodym, chodzić tu I tam.

Kiedyś nie można było tam wchodzić. Domki były za pasem granicznym.

Teraz niektórzy mieszkańcy tych domków pomieszkują tam od wczesnej wiosny aż do jesieni.

Zawsze na teren domków wpada nam  piłka, jak gramy w siatkówkę.

Tam mój tata, czasami sam, czasami z moją mamą … na małej łodzi czekają na ten moment o wschodzie słońca..

Tutaj moja mama zawsze wędkuje.

Jezioro ma swój klimat. Jak tu wieje to tam jest cisza, jak tam wieje, to tu jest cisza.

Kiedyś jak jeszcze swego czasu wędkowałem, to było ulubione miejsce, ale od kilku lat już tam nie chodzę. Nie wiem dlaczego. Pooddawałem wszystkie sprzęty. Jakoś tak.

Nad jezioro raczej nie chodzę. Pływać nie umiem, to mnie nie ciągnie.

Jezioro to jest nasz atut, który powinniśmy zdecydowanie wyłuskać z całej wsi.

Jest gdzie iść wypocząć, wykąpać się, posiedzieć nad wodą, dla dzieci boisko.

Ono nas tu przyciągnęło. Świetne jest, szczególnie jak ktoś jest z małymi dziećmi, bo tam jest I plac zabaw, I można sobie nóżki pomoczyć, pochlapać, przyjeżdża rodzina, znajomi…

Mamy tutaj piękne jezioro, jest różnorodzajowa ryba, kiedyś to było pół-jezioro, polsko-niemieckie, ale teraz jest nasze, bo teraz jesteśmy jednym talerzem I jedną łyżką z naszymi sąsiadami – Niemcami, I jezioro mamy połączone.

Jest mnóstwo łabędzi na naszym jeziorze, ale zawsze się tak ustawiają, że są od tej niemieckiej strony, przy niemieckim brzegu. Tu jest za duży hałas. Ale nie uciekają zupełnie na pobrzeże, tylko zostają tam. Nieraz jest ich kilkadziesiąt.

Jeżeli się powie kładki, to każdy wie jakie to miejsce.

Las przy jeziorze jest pagórkowaty, fajnie widać z dołu i z góry, po stronie niemieckiej jest podobno tak samo: wysoko i bajecznie.

Przy pomarańczowym domku jest miejsce – rów – tak je wszyscy nazywaliśmy. Tam chodziliśmy się kąpać, jak byliśmy młodsi. Babcia zawsze się denerwowała i nie pozwalała nam tam chodzić, ale i tak jej uciekaliśmy.

Niech to pozostanie tajemnicą młodzieży…

U nas oczyszczalnia jest ponad dwadzieścia pięć lat, mamy nowy rurociąg wodny doprowadzony, to jest bardzo dobra rzecz.

W lesie są takie trzy stawy urokliwe, dzikie, I tam się cuda dzieją jak się idzie bardzo wcześnie rano, mgła unosi się nad wodą I robi się taki zaczarowany krajobraz.

Są wszędzie. Te jelenie słychać wszędzie.

Kiedyś bawiliśmy się na tej starej oponie, razem z  z chowającymi się tam jaszczurkami.

To na tych schodach, siedząc 31 lat temu KRYZYS * zaczął pisać pamiętnik (prowadzi go do dziś).

* był tu na wykopkach

Fajne miejsce do pływania i zabaw. :)

- Weronika, 9

- To nie jest Rzędzińska droga !

- To jest "STARY NASYP KOLEJKI"

ZAPACHY,

SMAKI,

DOBRO 

Miejsce spotkań stoleckiej młodzierzy.

Tata Patryka(Przemka) przygląda się tutaj jego ptakom i zbiera dobrą energię.